Z Parkinsonem na huśtawce
Moja kondycja fizyczna, zwłaszcza po COVID-zie, w skali od 1 do 10 plasuje się gdzieś koło 3. To znacząco wpływa na mój stan emocjonalny. Najbardziej odczuwam huśtawkę nastrojów – raz jest dobrze, innym razem wręcz przeciwnie, a rano nigdy nie wiem, co mnie spotka. Nie mam wyboru – chcę czy nie, muszę dostosować się do rytmu narzuconego przez pana P.
Przy okazji – nie pamiętam, czy już o tym pisałam, ale od czasu pompy nie mam dyskinez. 👍
Ostatnie trzy dni były całkiem znośne i już zaczęłam mieć nadzieję, że wszystko zaczyna się układać. Pojawiła się nadzieja na lepsze funkcjonowanie, choćby przez jakiś czas.
Dziś rano byłam w jeszcze lepszym nastroju, bo miałam wizytę u mojej fryzjerki. Problemy zdrowotne wcześniej uniemożliwiały mi uporządkowanie tego, co na głowie – moich bardzo gęstych, kręconych włosów. Ach, jak dobrze było znowu zrobić sobie krótką fryzurę!
Poza tym wizyta u dobrej fryzjerki to prawie jak sesja u psychologa. Kiedyś usłyszałam takie zdanie: fryzjerka musi być też trochę psychologiem – i całkowicie się z tym zgadzam. Czasem warto odwiedzić mniej popularne salony, niekoniecznie te modne, byc może trafić w dobre ręce – nie tylko dla włosów. 🙂
Cieszyłam się z nowej fryzury i ostatnich lepszych dni... ale krótko. Nie zdążyłam nawet dotrzeć do domu, a już powróciły objawy kardiologiczne – i to w nasilonej formie.
Nie wiem, kiedy i jak to się skończy. Wiem tylko, że mam kolejne opatrunki, a poprzednie rany jeszcze nie zdążyły się zagoić, by podjąć dalszą walkę. Ale nie mam wyboru – muszę walczyć.
Jeśli chodzi o pompę, zaczynam o niej zapominać – w tym sensie, że odczuwam jej obecność. Ostatnio uszyłam pierwsze lekkie "ubranko", które powinno dobrze się sprawować. Sprawdzę to w najbliższych dniach i dam znać, jak się sprawuje.
Komentarze
Prześlij komentarz